W tym dziale zapraszamy do lektury wywiadów z twórcami literatury sensacyjnej.
Naprawdę nie wiem, ile mam kryminałów. Dużo książek leży w kartonach, czekają, aż będę miała trochę czasu i je poukładam na półkach, wtedy policzę. Poza tym ciągle kupuję coś nowego. Nie ukrywam, że bardzo dużo kryminałów przybyło mi do kolekcji, gdy buszowałam wśród półek w składnicy makulatury. Ja tego nie wymyśliłam, tak jak komisarz Ożegalski przynosiłam do domu po trzydzieści książek za bagatelka piętnaście złotych. To były piękne czasy.
Na pewno jest to najdziwniejsza rzecz, jaką napisałam do tej pory. W dużym stopniu jest to eksperyment. Sama byłam ciekawa co z niego wyjdzie, a teraz jestem ciekawa, jak ta książka zostanie odebrana. I czy czytelnik zaakceptuje bohatera, który jest postacią bardzo niejednoznaczną, brutalną, pełną uprzedzeń, chamowatą, mizoginistyczną i pogubioną. Nie jest to już w żadnym stopniu klasyczny kryminał.
Najbardziej w pisaniu powieści historycznych lubię to, że moi detektywi nie mogą polegać na technologi podczas rozwiązywania zagadek kryminalnych. Nie ma CSI. Żadnego DNA. Brak odprysków krwi. Molly musi używać rozumu, intuicji i być dobrą obserwatorką. Uwielbiam również motywy popełniania zbrodni, jakie istniały w przeszłości.
Obecnie jedyną różnicą między oboma krajami jest jakość asfaltu na drogach. A i to znika, kiedy zaczyna padać śnieg. To między innymi dlatego w „Na granicy” wciąż pada śnieg – by rozmyć różnice między Północą a Południem.
Niekiedy tylko szczególnie ładne anegdoty niczym Janosik odbieram bogatym postaciom autentycznym i daję biednym postaciom fikcyjnym. Tak było np. w „Morderstwie pod cenzurą” z cudzą wizytówką, którą Zielny wręczył podpitemu gościowi restauracji „Europa”, umawiając się na pojedynek. W rzeczywistości autorem podobnej zgrywy był podobno Józef Łobodowski.
Dni pisarza są potwornie nudne i mało widowiskowe, to musi być naprawdę jedna z trzech najmniej widowiskowych profesji świata. Nawet księgowi mają lepiej, mogą sobie wyjść zza biurka, żeby wyjaśnić kwestie VAT z działem handlowym. Dzień pisarza polega tymczasem na siedzeniu na krześle wiele godzin dziennie. Dni kiedy mogę wyjść i zbierać materiały do powieści, albo kiedy mogę wyjść i spotkać się z czytelnikami – to jak przepustka z więzienia.
To na pewno nie jest klasyczny kryminał, ani nawet miejski kryminał retro. To jest powieść na styku kilku gatunków i wydaje mi się, że jedna etykieta nie oddaje jej specyfiki. Chyba jednak w dużo większym stopniu jest to powieść historyczno-obyczajowa niż kryminalna.
Coś, co zobaczę kątem oka może stać się ziarnem, z którego wyrośnie historia – podobnie jak opowieści, które słyszę podczas rozmów z ludźmi. Najważniejsze jest znalezienie katalizatora, który włącza proces myślowy. Potem to już jest tylko kwestia myślenia. I myślenia. I myślenia.
Pomysł na Bielszy odcień śmierci zrodził się, gdy oglądałem reportaż o położonej na wysokości 2000 metrów elektrowni wodnej, wydrążonej w żywej skale na głębokość 70 metrów. To właśnie to miejsce widzimy w pierwszej scenie powieści: miejsce zdumiewające, wrogie i straszne, trochę jak z innej planety. Trzeba jednak pamiętać o tym, że powieść to połączenie wielu wątków w jedną całość.
Najlepsze przepisy z Fjällbacki zawierają w sobie ryby i owoce morza. Jeden z moich ulubionych, stworzony przez Christiana do naszej pierwszej książki kucharskiej pod tytułem Smaki z Fjällbacki, to przepis na krewetki.