„Moi bohaterowie bardzo zaskoczyli mnie swoimi decyzjami, choć zanim zaczęłam pisać, byłam przekonana, że to autor ma pełną kontrolę nad tym, co się dzieje na kartach tworzonej przez niego powieści. Po jej skończeniu miałam niepokojące wrażenie, że ta historia istniała, jeszcze zanim zaczęłam odpowiadać sobie na pytanie: „co by było, gdyby...?”. Do dzisiaj to wrażenie mnie nie opuściło.”
Kawiarenka Kryminalna: Jako mężczyzna, kompletny ignorant w zakresie barw, muszę, trochę z przymrużeniem oka, zapytać: jaka jest różnica między pojawiającymi się w książce barwami: „słoneczne popołudnie” i „cytrynowy sorbet”?
Monika Dworak: Odbieranie kolorów jest sprawą bardzo subiektywną, w dodatku wiele zależy od światła i towarzystwa innych barw, więc dostrzeganie różnic w odcieniach w gruncie rzeczy może być dość trudne, a niekiedy wręcz niemożliwe. Wcale nie musi być to oznaka ignorancji! Nazwy kolorów powinny nam pomóc odpowiednio je zidentyfikować, a producenci farb mają na tym polu wręcz poetyckie zacięcie.
Nie wiem, czy na półce w sklepie budowlanym można znaleźć „słoneczne popołudnie” i „cytrynowy sorbet”, ale wnioskując po nazwach, oba kolory różnią się temperaturą barwną – pierwszy jest cieplejszy, a drugi chłodniejszy. Uproszczając jeszcze bardziej - „słoneczne popołudnie” wpada w delikatny pomarańcz, a „cytrynowy sorbet” na kole barw leży bliżej zieleni. Ale oba są jak najbardziej żółte!
KK: Czyli doświadczenie zdobyte w pracy zawodowej architektki wnętrz przydało się pani w karierze pisarskiej. Czy te profesje mają jakieś punkty wspólne?
M.D.: Działanie w zakresie sztuk pięknych, architektury wnętrz czy pisania książek to różne przejawy potrzeby tworzenia, kreowania nowej rzeczywistości w dwóch, trzech i czterech wymiarach. Jako projektant często muszę przedstawić w obrazowy sposób ideę, przestrzeń czy obiekt, które istnieją tylko w mojej wyobraźni, jeszcze zanim powstaną ich modele 3D i wizualizacje. Niektórzy inwestorzy nie umieją jednak „zwizualizować” sobie zbyt ogólnego konceptu, więc z biegiem czasu nauczyłam się posługiwać bogatym w szczegóły, dopracowanym i uwzględniającym najmniejsze niuanse opisem.
Taka umiejętność bardzo przydaje się w pisaniu, kiedy jedynie słowa mogą przekazać czytelnikowi to, co mam w głowie. A przestrzeń jest niezwykle ważna, przecież akcja każdej powieści dzieje się „gdzieś” i to rzeczywiste lub wymyślone miejsce potrafię scharakteryzować pod kątem architektonicznym, urozmaicając tekst przedstawieniem jej z artystycznego punktu widzenia.
KK: Jaki był najciekawszy projekt zawodowy, nad którym pani pracowała?
M.D.: Każde wnętrze jest wyjątkowe i wiele z projektów, przy których pracowałam na długo pozostanie w mojej pamięci, ale najciekawszym wyzwaniem zawodowym był projekt salonu wystawowego płytek ceramicznych, nad którym pracowałam w zeszłym roku. Zlecający przygotowanie koncepcji menadżer dał mi wolną rękę w kwestii zagospodarowania pomieszczenia, doboru materiałów, kolorów i elementów, które będą eksponowane klientom, więc mogłam puścić wodze fantazji i wykreować naprawdę unikatową przestrzeń. Dodatkowo miałam okazję obserwować, jak dzień po dniu nabiera ona kształtu, coraz bardziej przypominając przygotowane wcześniej wizualizacje. Odnosiłam wtedy takie wrażenie, jakbym przenosiła się do wirtualnej rzeczywistości.
KK: Aż przyszedł moment, w którym postanowiła pani rozpocząć przygodę z pisaniem...
M.D.: Wszystko zainaugurowało pytanie „co by było, gdyby...”, choć w chwili, gdy przemknęło mi ono przez myśl, nie zakładałam, że zostanę autorką powieści! Kiedy historia zaczęła krystalizować się w mojej głowie, postanowiłam sprawdzić, czy będę w stanie przełożyć ją na język pisany. Po pięciu miesiącach książka była praktycznie gotowa, więc przekazałam tekst do przeczytania pierwszym recenzentom – najpierw mojej mamie, a później tacie. Obojgu bardzo spodobało się to, co napisałam, i zachęcili mnie do podjęcia próby opublikowania powieści, wspierając mnie na każdym etapie. Wydanie „Zachowaj to dla siebie” to realizacja marzenia, które jeszcze do niedawna nie należało do mnie. To naprawdę oszałamiająca przygoda!
KK: Na co dzień mieszka pani w Wielkiej Brytanii. Jak wygląda tamtejszy rynek książki? Jak pani go ocenia pod kątem sytuacji początkującego pisarza? Łatwiej jest zadebiutować w UK?
M.D.: Pod względem dostępności książek Polska i Wielka Brytania są bardzo podobne, choć moim zdaniem zarówno sytuacja czytelnika, jak i pisarza jest na Wyspach nieco lepsza. Książki można tutaj kupić niemal wszędzie, w tym także w sklepach typu „wszystko za funta”, gdzie sprzedawane są egzemplarze z drugiej ręki. Jeśli wziąć pod uwagę stosunek ceny do zarobków, nawet w swojej regularnej cenie powieści są naprawdę tanie.
Początkujący pisarze mają większe możliwości zaistnienia na rynku i to nie tylko tym brytyjskim, bo posługując się językiem angielskim już na wstępie mają dostęp do szerszego grona czytelników - angielski jest przecież trzecim z najpopularniejszych języków na świecie. Wiąże się to jednak z proporcjonalną do tych możliwości konkurencją, szczególnie w obecnych czasach, gdy wydanie książki nie jest wcale trudne i coraz więcej osób decyduje się na spróbowanie swoich sił w tworzeniu powieści, nie zakładając od razu, że pisarstwo będzie ich głównym źródłem utrzymania.
KK: Jak szukała pani wydawcy?
M.D.: W czasie pisania książki i szukania wydawcy mieszkałam już za granicą, więc na tym etapie bardzo pomogła mi moja mama, która zrobiła odpowiedni research i przygotowała listę wydawnictw, do których mogłabym wysłać swoją propozycję. W dobie Internetu zaprezentowanie swojego pomysłu wydawcy jest dość proste i polega na przesłaniu maila, który oprócz tekstu powieści często musi zawierać jej streszczenie oraz krótką informację o autorze.
Wysłałam kilka takich wiadomości i w ciągu miesiąca doczekałam się paru odpowiedzi wyrażających zainteresowanie, jednak to Wydawnictwo Kobiece ostatecznie zaproponowało mi współpracę, z czego ogromnie się ucieszyłam. Książka jest już na półkach w księgarniach, a ciągle nie do końca wierzę, że to się dzieje naprawdę!
KK: A co z researchem do książki?
M.D.: Zanim otwarłam w komputerze nowy plik tekstowy i wpisałam u góry strony „1” (prolog powstał dopiero na końcu!), nie miałam pojęcia o tym, jak powinno wyglądać pisanie powieści. Nigdy nie uczestniczyłam w żadnym kursie pisarskim, ani nie brałam udziału w konkursach, więc mogłam posiłkować się jedynie doświadczeniem zdobytym przy odrabianiu zadań domowych z języka polskiego. Zaczęłam pisać, wiedząc, jak ogólnie ma się potoczyć i zakończyć ta historia, ale wiele pomysłów przychodziło mi do głowy już w trakcie pracy, niemal zawsze idealnie wpasowując się w całość.
W głównej mierze opierałam się na tym, co jest mi znane i bliskie, jak okolice w których dorastałam, własne zainteresowania, przewijający się przez moje życie ludzie albo wydarzenia, które udało mi się kiedyś zaobserwować. Jeśli jednak nie byłam czegoś pewna albo potrzebowałam informacji, którymi nie dysponowałam, sięgałam po źródła internetowe, natomiast o pomoc w rozwinięciu wątku medycznego poprosiłam kuzynkę, która jest lekarzem. Od początku pracy nad powieścią zakładałam, że jest to eksperyment, który może się nie udać lub przynieść marne rezultaty, nienadające się do upublicznienia. Ciągle muszę oswajać się z myślą, że dziś mogę trzymać tę książkę w rękach.
KK: Dużą rolę w „Zachowaj to dla siebie” odgrywają Katowice. Czy ma pani ulubione miejsca w mieście?
M.D.: Katowice są miejscem rozgrywania się większości scen w powieści – przeniosłam tam życie zawodowe zarówno Adama, jak i Ewy. Oboje mieszkają jednak w Siemianowicach Śląskich, które są moim rodzinnym miastem. Od dawna traktuję Śląsk jako całość – jeden urbanistyczny organizm, w którym granice poszczególnych miast zacierają się i przenikają, tracąc na znaczeniu.
Znajdujące się w centrum tego tworu Katowice mają dla mnie szczególne znaczenie, gdyż wiąże mnie z nimi wiele wspomnień z okresu nauki w szkole plastycznej, która de facto zlokalizowana jest na obrzeżach miasta, niedaleko Chorzowa i Parku Śląskiego. Po lekcjach często jeździłam tramwajem do centrum Katowic, przeważnie na zakupy do znajdującego się w pobliżu Altusa sklepu plastycznego lub do mieszczącego się kiedyś w wieżowcu kina, bądź spędzałam czas ze znajomymi, zwiedzając wystawy eksponowane w Rondzie Sztuki.
Jednak miejscem, które darzę największym sentymentem jest Spodek – obiekt niezwykły i unikatowy w skali międzynarodowej. Zachwyca mnie nie tylko swoją niespotykaną formą, ale przede wszystkim uniwersalnością – pod tym względem kojarzy mi się z rzymskim Koloseum, które dostosowywano do wydarzeń, mających miejsce w obrębie jego murów. Katowicki Spodek jest dla mnie swego rodzaju symbolem nieograniczonych możliwości.
KK: Z kolei w otwierającej powieść scenie przenosi pani czytelników nad polskie morze, gdzie Dębscy spędzają czas z dziećmi. Jak pani wspomina wakacje z czasów swojego dzieciństwa?
M.D.: Bałtyk ma swój niepowtarzalny urok i dokładnie pamiętam spędzony tam czas, mimo że upłynęło już dobrych kilka lat od mojego ostatniego pobytu. Najczęściej jeździłam nad polskie morze z rodzicami bądź dziadkami, a gdy pogoda nie sprzyjała plażowaniu, wybieraliśmy się na wycieczki po okolicy. Dzięki temu miałam okazję zobaczyć większość znanych miejsc – Kołobrzeg, Trójmiasto, Świnoujście, Hel czy Mierzeję Wiślaną. Najbardziej zapadały mi w pamięć rozproszone wzdłuż wybrzeża latarnie morskie, między innymi ta w Gąskach, gdzie byłam dwukrotnie na obozie organizowanym przez siemianowicki WOPR, kiedy należałam do grupy Młodych Adeptów Ratownictwa „Piranie”. Na szczęście podczas żadnego z wyjazdów nad Bałtyk nikt się przy mnie nie topił, więc nie musiałam sprawdzać swoich umiejętności w zakresie niesienia pomocy nad wodą.
KK: Skąd pomysł na rodzinną intrygę państwa Dębskich?
M.D.: Pomysł przyszedł mi do głowy całkiem niespodziewanie. W pierwszej fazie budowania koncepcji na całą opowieść nie zastanawiałam się zbyt szczegółowo nad postaciami, których będzie ona dotyczyć, więc nie wiedziałam jeszcze nic o rodzinie Dębskich. Ich historia, osobowości i charaktery zaczęły wyłaniać się dopiero w czasie zapisywania kolejnych rozdziałów, więc poznawałam ich stopniowo i nie zakładałam z góry jak dokładnie mają się zachować w danej sytuacji.
Moi bohaterowie nieraz bardzo zaskoczyli mnie swoimi decyzjami, choć zanim zaczęłam pisać, byłam przekonana, że to autor ma pełną kontrolę nad tym, co się dzieje na kartach tworzonej przez niego powieści. Po jej skończeniu miałam niepokojące wrażenie, że ta historia istniała, jeszcze zanim zaczęłam odpowiadać sobie na pytanie: „co by było, gdyby...?”. Do dzisiaj to wrażenie mnie nie opuściło.
KK: Jak debiutuje się w czasach pandemii i ograniczeń z nią związanych?
M.D.: Podpisując umowę z wydawnictwem nie spodziewałam się, że w dniu premiery nie będę mogła pójść do księgarni, żeby zobaczyć książkę swojego autorstwa na półce, bo choć od kilku lat mieszkam w Wielkiej Brytanii, to z pewnością przyleciałabym wtedy do Polski. Niestety w związku z obecną sytuacją mogłam uczestniczyć w tym wydarzeniu wyłącznie wirtualnie, a pierwszy egzemplarz ujrzałam na własne oczy dopiero po tygodniu od premiery. Na szczęście żyjemy w czasach ogólnego dostępu do Internetu, który niweluje pojęcia czasu i przestrzeni, więc mimo wszystko mogę mieć pewien kontakt z czytelnikami i wiedzieć, jak przyjęła się powieść. Mam nadzieję, że wkrótce wreszcie wrócimy do normalności i pojawi się niejedna okazja na osobiste spotkania i rozmowy o książce. Będzie to dla mnie niesamowite przeżycie!
KK: Czy sama jest pani czytelniczką gatunku domestic noir?
M.D.: O tym, że „Zachowaj to dla siebie” należy do gatunku domestic noir dowiedziałam się dopiero w czasie rozmów z wydawnictwem na temat podpisania umowy. Wcześniej w ogóle nie wiedziałam o jego istnieniu! Byłam przekonana, że napisałam thriller psychologiczny, ewentualnie dramat psychologiczny z elementami thrillera, a okazało się, że moja powieść najlepiej wpisuje się w charakterystykę gatunku, o którym nie miałam pojęcia, mimo że czytałam kilka zaliczonych do niego powieści: „Dziewczynę z pociągu” Pauli Hawkins, „Za zamkniętymi drzwiami” B. A. Paris czy „Stażystkę” Alicji Sinickiej.
Jestem zagorzałą fanką thrillerów, ale od czasu do czasu lubię zagłębić się w intrygujący i niepokojący domestic noir, który nie pozwala o sobie zapomnieć nawet po tym, gdy przerzucę ostatnią stronę i zamknę okładkę. Taka lektura pozostawia mnie z pytaniem, czy ludzie naprawdę są tacy, za jakich ich uznaję, i czy warto byłoby odkryć to, co woleliby oni pozostawić w tajemnicy. Mam nadzieję, że „Zachowaj to dla siebie” postawi czytelnikom kilka podobnych kwestii do rozważenia.
KK: Jakie są pani dalsze plany literackie?
M.D.: Pisanie „Zachowaj to dla siebie” dało początek fascynującej przygodzie, w której chciałabym uczestniczyć jak najdłużej. Następna historia jest już coraz bliżej ujrzenia światła dziennego i mam nadzieję, że nastąpi to jeszcze w tym roku. Nie planuję jednak kontynuacji opowieści o rodzinie państwa Dębskich – pozwolę im żyć własnym życiem i podejmować decyzje bez mojego udziału. Inaczej ma się sprawa z nowymi bohaterami, bo ci mają zadatki na to, żeby pojawić się nie tylko w jednej książce. Jestem bardzo ciekawa, jak potoczy się ta kolejna literacka współpraca.
Rozmowę przeprowadził: Damian Matyszczak
Fotografia: Kirstie Howard