Joanne Rowling napisała kryminał pod pseudonimem Robert Galbraith, by sprawdzić, jak poradzi sobie na rynku powieści sensacyjnej bez kategoryzującego ją bagażu pod tytułem Harry Potter. Wołanie kukułki przeszło w Wielkiej Brytanii bez echa. Dopiero gdy po paru miesiącach od premiery podobno przypadkiem wyszła na jaw prawdziwa tożsamość autorki, sprzedaż ruszyła lawinowo. Dużo to mówi o sile pieniądza wydawanego na reklamę i marketing. Książka słaba, ale podpisana znanym nazwiskiem, może osiągnąć sukces. W tym przypadku byłoby jednak odwrotnie – Wołanie kukułki, świetny kryminał, miał szansę pokryć się kurzem niepamięci. Na szczęście marka J.K. Rowling zrobiła swoje.
Modelka i celebrytka, Lula Landry, wypada z okna swojego londyńskiego apartamentu. Policja szybko dochodzi do wniosku, iż było to samobójstwo. Brat zmarłej, John Bristow, jest jednak przekonany, że ktoś zamordował jego siostrę. Zwraca się więc o pomoc do prywatnego detektywa, Cormorana Strike'a.
Ten cienko przędzie tak w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Właśnie porzucił narzeczoną, tracąc tym samym dach nad głową, klientów w agencji ma jak na lekarstwo, a długi rosną. Do tego biuro pracy Tymczasowe Rozwiązania przysłało mu sekretarkę, Robin, której będzie musiał zapłacić za usługi, tyle że nie wiadomo, z czego.
Wydawać by się więc mogło, że zlecenie od bogatego Bristowa spadło Strike'owi jak manna z nieba. Cormoran początkowo nie może jednak wykrzesać z siebie entuzjazmu, bo i nie wierzy w teorię spiskową, która opanowała umysł jego pracodawcy, i gryzie go sumienie, że naciąga pogrążonego w żałobie mężczyznę na zupełnie zbędne wydatki. Lecz w miarę prowadzonego śledztwa, Cormoran przekonuje się, że policja zbadała sprawę śmierci Landry po łebkach i najwyraźniej ktoś rzeczywiście pomógł modelce w wyprawie na tamten świat. W dochodzeniu z niegasnącym entuzjazmem pomaga Strike'owi Robin, której niezwykle podoba się zabawa w detektywa. Sekretarka okazuje się być niezłym materiałem na doktora Watsona.
Wątków w fabułę Wołania kukułki autorka wplotła całe mnóstwo, podejrzanych nam tu nie brakuje. Jest więc bogaty sąsiad modelki, który najwyraźniej miał na dziewczynę chrapkę, jest antypatyczny wujek Tony czy też dwóch tajemniczych mężczyzn, których złapała uliczna kamera, gdy uciekali spod domu Luli chwilę po wypadku. Rozwiązanie intrygi Wołania kukułki z założenia powinno być zaskakujące. Chyba że ktoś jest starym, kryminalnym wygą, wtedy na pewno rozstrzygnięcie zagadki przemknie mu przez myśl nieco wcześniej.
Siłą napędową tej opowieści jest jej główny bohater – prywatny detektyw Cormoran Strike. Wielki, włochaty, posturą - nic na to nie poradzę - przypomina mi olbrzyma Hagrida z Harry'ego Pottera. Strike jest byłym wojskowym, którego służba w Afganistanie skończyła się tragicznie – został bohaterem, ale za swą odwagę zapłacił trwałym kalectwem. Cormoran z pozoru gruboskórny, ma dobre serce i przy nawale problemów, które go przygniatają, od razu budzi sympatię. Strike miał ciężkie dzieciństwo, a i jego późniejsze wybory sercowe okazały się nietrafione. Jedyne, co Strike ma, to tęgi umysł do rozpracowywania kryminalnych zagadek. No i ma też Robin – delikatną, wyważoną, taktowną sekretarkę, która potrafi zachować się wobec swojego nowego szefa jak prawdziwy przyjaciel. Świetny z nich tandem i mam nadzieję, że poprowadzą razem jeszcze nie jedno śledztwo.
Historia wymyślona przez Rowling wciąga od pierwszych stron i nie odpuszcza aż do samego końca. Autorka świetnie ukazała współczesny światek rozkapryszonych celebrytów i wściekłych paparazzich. Solidnie podbudowała też swoje postacie pod względem psychologicznym, wiarygodnie umotywowała ich działania. Rzetelnie zaplątała też intrygę, pozwalając czytelnikowi snuć domysły przez większość z 450 stron.
Wołanie kukułki jest porządnym kawałkiem kryminalnej roboty, po którym twórczyni Harry'ego Pottera powinna zostać z otwartymi ramionami przyjęta do grona literackich kryminalistów.
Robert Galbraith
Wołanie kukułki
przeł. Anna Gralak
Wydawnictwo Dolnośląskie
Wrocław, 2013
451 s.