Zdjęcie Roztopów Jędrzeja Pasierskiego.

„Roztopy” to bardzo dobry kryminał Jędrzeja Pasierskiego, druga część (po „Domu bez klamek”) cyklu z komisarz Niną Warwiłow. Mijają dwa lata od wydarzeń opisanych w debiutanckim tomie serii. Z warszawskiej Pragi przenosimy się w Beskid Niski. Tam, w Bukowcach, czeka na nas niezwykle klimatyczna, mroczna opowieść, po lekturze której już wiem, że cokolwiek Pasierski napisze, ja to z pewnością przeczytam. Rozrywka na poziomie gwarantowana.

Pierwsza część powieści rozpoczyna się niemal jak znana historia o rozlewisku. Oto kobieta z miasta przyjeżdża na wieś, gdzie kupuje zrujnowany dom i własnymi siłami, przy pomocy nie zawsze godnych zaufania budowlańców, stara się go zrewitalizować. Szybko jednak okazuje się, że to nie będzie jedna z tych sielskich opowieści ze szczęśliwym zakończeniem. Atmosfera ze strony na stronę gęstnieje, aż do szokującego zakończenia tego wątku.

Wkrótce potem w Bukowcach pojawia się Nina Warwiłow. Komisarz cieszyła się ostatnimi dniami urlopu macierzyńskiego. Postanawia je jednak przeznaczyć na prywatne śledztwo w beskidzkiej wiosce. Co nie podoba się wszystkim: jej partnerowi, który został z dzieckiem, lokalnemu policjantowi Karpiukowi, który występuje tu w charakterze niemal westernowego szeryfa, czy mieszkańcom złożonej z paru domów na krzyż osady, którzy nie lubią obcych, a już obcych wtykających nosy w ich prywatne sprawy w szczególności.

Pasierski znakomicie łączy ze sobą powieść kryminalną i obyczajową, wplata w to wątki historyczne (sprawa przesiedleń Łemków przeprowadzanych w ramach akcji Wisła). Tworzy niezwykle klimatyczną fabułę. Mimo że tam straszno, a pogoda niesprzyjająca, za nic nie chce się nam opuszczać tej górskiej wioseczki, gdzie wszyscy wszystkich mają na oku i każdy strzeże swoich głęboko skrywanych tajemnic.

Czasem przenosimy się nieopodal do Gorlic – niewielkiego miasteczka, gdzie z zachowaniem prywatności jest niewiele lepiej. Nie można się podrapać, żeby w ciągu pięciu minut nie wiedziano o tym na drugim końcu osady. To nie ułatwia śledztwa Ninie.

Autor wymyśla zawiłą zagadkę i umiejętnie rozrzuca fałszywe tropy. Kogo ja tam nie podejrzewałam! A ostatecznie i tak zostałam wyprowadzona przez Pasierskiego w pole. Zakończenie zaskakuje, choć po jego porównaniu z pierwszą częścią książki, można wpaść w konsternację. Rozumiem intencję autora, jednak uważam, że rozdział szósty jest małym oszustwem wobec czytelnika.

Pasierski, mimo że snuje swą opowieść dość nieśpiesznie, potrafi utrzymać napięcie i zainteresowanie odbiorcę. Między innymi dzięki świetnym twistom na końcach rozdziałów. Nie ma też problemu z pisaniem historii z kobiecego punktu widzenia. Tak próbująca poukładać swoje życie osobiste komisarz Warwiłow, jak i samotna Joanna Pascho, są wiarygodnymi postaciami. Zresztą wątek relacji Niny z byłym i obecnym chłopakiem jest ważny dla opowieści i poprowadzony z odpowiednimi zwrotami akcji.

Postacie są też zróżnicowane pod względem językowym. Każdy mówi tak, jak można by się było tego po nim spodziewać. (Rozbawił mnie kurier w ostatnim rozdziale). Choć irytowało mnie nieco dodawanie w dialogach na końcu zdania imienia osoby, do której rozmówca się zwracał. Widać też duże przygotowanie merytoryczne Pasierskiego: tak pod względem detali policyjnej roboty, jak i na przykład wątków okołoprawnych. Podejrzewam również, że autor musiał mieć osobiście do czynienia z bracią budowlaną – scenki z majstrami (jeden ma adekwatne nazwisko: Fuszera) są jak z życia wzięte.

Warto też zwrócić uwagę na świetną okładkę „Roztopów”, którą zaprojektowała Magdalena Palej.

„Roztopy” są jeszcze lepsze niż „Dom bez klamek”. Z przyjemnością sięgnę po kolejną powieść Jędrzeja Pasierskiego.

Jędrzej Pasierski

„Roztopy”

Wydawnictwo Czarne

Wołowiec, 2019

334 s.