Molly Murphy, młoda dziewczyna z irlandzkiej wioski Ballykillin to niezłe ziółko. Matka zawsze powtarzała jej, że przez swoją niewyparzoną gębę kiedyś wpadnie w tarapaty. I miała świętą rację. My poznajemy rudowłosą Molly w chwili, kiedy broniąc się, przypadkowo zabiła napastującego ją amanta. W Irlandii czeka ją stryczek, więc panna Murphy bierze nogi za pas i ucieka do Liverpoolu.
Jest 1901 rok. Już jakieś pięćdziesiąt lat wcześniej cierpiący klęskę głodu mieszkańcy Zielonej Wyspy masowo powyjeżdżali do Ameryki. Wciąż ciągną tabunami do demokratycznego raju, więc i Molly Murphy postanawia udać się za ocean. Przyjmuje propozycję chorej na gruźlicę Kathleen O'Connor i podając się za nią, wsiada wraz z jej dziećmi na statek Majestic płynący do Nowego Jorku. Kathleen i tak nie wpuszczono by do Stanów ze względu na chorobę, a ktoś musi przewieźć dzieci do czekającego na nich w Nowym Jorku ojca.
Po długiej podróży, gdy stłoczeni emigranci czekają na odprawę na Ellis Island, ktoś w środku nocy morduje jednego z pasażerów Majesticu – niejakiego O'Malleya. Okazuje się, że prawdziwa Kathleen O'Connor miała motyw, by pozbyć się mężczyzny. Molly Murphy jest więc w niezłych tarapatach. Będzie musiała przeprowadzić własne śledztwo, prześcigając w tym policję w osobie kapitana Daniela Sullivana, by oczyścić się z zarzutów i móc z czystą kartą rozpocząć lepsze życie w nowym kraju.
Prawo panny Murphy to jednak nie tylko świetny kryminał retro z dobrze przemyślaną intrygą. To przede wszystkim znakomity obraz burzliwych losów irlandzkiego narodu, który uciekając przed biedą i brytyjskim terrorem, masowo wyjeżdżał na amerykańskie wschodnie wybrzeże.
Bowen realistycznie odmalowuje sceny na przepełnionym statku, którego pasażerów dzieli się na kategorie, a ci przynależący do tej ostatniej, jadą pod pokładem w ścisku, smrodzie brudu, potu i wymiocin, na świeże powietrze wypuszczani są jedynie na godzinę dziennie. Na miejscu przedstawiciele wszelkich narodowości, w tym oczywiście Irlandczycy i Włosi, są poddawani szczegółowej kontroli, zanim zostaną wpuszczeni na ląd. Swoją drogą, ta jedna rzecz dotąd nie uległa zmianie. Przekupni celnicy, skorumpowani policjanci, politycy o lepkich rączkach – wszystko to składa się na obraz ówczesnej Ameryki.
Na miejscu nie jest wcale lepiej. Molly ze zdziwieniem dochodzi do wniosku, że Nowy Jork jest tak naprawdę zlepkiem mniejszych miasteczek: irlandzkiego, włoskiego, żydowskiego itd. Włosi zatrudniają tylko Włochów, Irlandczycy mają swoją organizację Tammany, która broni ich interesów, każdy trzyma się oddzielnie, we własnym kręgu kulturowym. Molly nie może się zdecydować, czy ma prowadzić śledztwo, czy szukać pracy – choć w tym drugim przypadku nie odnosi wielkich sukcesów, gdyż jedyne posady, jakie się jej proponuje to prostytucja bądź oprawianie ryb.
Sam Nowy Jork zachwyca pannę Murphy. Dotąd nie słyszała przecież o elektryczności, nie widziała tramwajów ani wieżowców, nigdy nie jechała windą. Niezasypiające miasto jest całe rozkopane, gdyż właśnie budowana jest kolejka podziemna, w przyszłości zwana metrem. Emigranci ciężko, po osiemnaście godzin na dobę, pracują na swoją lepszą przyszłość. Bowen smakowicie opisała historyczne tło swej kryminalnej historii. I chociażby dlatego warto czytać jej książki.
Siłą napędową tego kryminału retro jest przede wszystkim postać Molly Murphy – odważnej, prawej, inteligentnej dziewczyny o wspomnianej już niewyparzonej gębie. Powieść napisana została lekkim piórem – tę niewielką książeczkę czyta się z przyjemnością. Na szczęście już dzisiaj na księgarskie półki trafia druga część przygód panny Murphy – Śmierć detektywa, a Rhys Bowen (pod tym pseudonimem ukrywa się Janet Quin-Harkin) napisała już dwanaście tomów o Molly i dwa opowiadania. Czuję więc, że jeszcze nie raz zadrę z Molly Murphy!
Rhys Bowen
Prawo panny Murphy
przeł. Joanna Orłoś-Supeł
Noir Sur Blanc
Warszawa, 2013
324 s.