„Bardzo chciałabym zostać detektywką. Lubię rozwiązywanie łamigłówek i tajemnice. Bardzo podoba mi się także strona kryminalistyczna tej pracy i związany z nią rozwój nauki. Mogłoby to być jednak dla mnie trochę stresujące – zatem zamiast tego założyłabym księgarnio-kawiarnię!”
KK: Pani najnowsza powieść pod tytułem „Do trzech razy śmierć”, która niedawno ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros, zaczyna się solidną zagadką zamkniętego pokoju – oto mężczyzna został zamordowany w swoim mieszkaniu, a następnie wypchnięty przez balkon. Mieszkanie jest od środka zaryglowane na zamek, sprawcy zaś brak. Niezwykle intrygujące posunięcie! Z czego to pani zdaniem wynika, że rozwiązanie, stosowane przecież już wiek temu przez Agathę Christie, wciąż tak świetnie się sprawdza we współczesnych kryminałach?
Jenny Blackhurst: Uwielbiam takie schematy fabularne! I myślę, że przetrwały próbę czasu, ponieważ dodają do opowieści kryminalnej kolejną warstwę tajemnicy – jako czytelnicy nie tylko szukamy mordercy, ale i próbujemy się dowiedzieć, w jaki sposób doszło do zbrodni. Co więcej, wiemy, że mamy do czynienia z godnym przeciwnikiem – zabójca jest sprytny, być może mądrzejszy od detektywa. I to jest interesujące!
KK: Powieść zaczyna się sceną z pozoru błahą, w wakacyjnym klimacie – oto na plaży dziewczyna zachęca chłopaków do zdobycia nagrody w postaci pluszaka na stoisku, na którym strzela się do puszek do celu. Sęk w tym, że zabawa jest ustawiona, a dziewczyna jest oszustką. Sarah ma zresztą w swoim repertuarze dużo więcej sztuczek, które wykorzystuje na przykład do kradzieży. Skąd czerpała pani wiedzę na temat tych wszystkich „magicznych” trików?
J.B.: Zrobiłam ogromny research, jeśli chodzi o życie Sary. Czytałam książki takie jak „How to Cheat at Everything” Simona Lovella czy „The Confidence Trick” Lemuela Culversona. Godzinami oglądałam magiczne sztuczki, filmy na YouTubie, na przykład o tym, jak otwierać zamki oraz filmy i programy telewizyjne o najlepszych oszustach w historii. Słuchałam podcastu o nazwie The Grift i wyszukałam najlepszych oszustów na świecie (i oczywiście oszustki też!).
KK: Kawał dobrej roboty! Tymczasem Tess Fox, główna bohaterka powieści, to przebojowa policjantka, która z trudem zdobyła swoją pozycję – zwłaszcza ze względu na rodzinną przeszłość. To silna bohaterka, której czytelnik mocno kibicuje. Stworzyła ją pani trochę na przekór tym wszystkim stereotypowym, zapijaczonym detektywom – oczywiście facetom – którzy źle się odżywiają, mają niepoukładane życie osobiste, a których zazwyczaj spotykamy w literaturze gatunku?
J.B.: Tak, to była bardzo świadoma decyzja. Większość powieściowych detektywów boryka się ze swoją przeszłością, próbując się w jakiś sposób samemu uleczyć. Tess mierzy się ze swoimi wcześniejszymi występkami, odmawiając sobie niemal wszystkich przyjemności. To taka forma kary. Miałam jednak wrażenie, że motyw policjanta w rozsypce, z licznymi problemami w życiu osobistym jest już nieco przegrzany.
KK: Tajemnica, jaką opisuje pani w „Do trzech razy śmierć”, opiera się na pokręconych rodzinnych relacjach i sekretach z przeszłości, jakie chowają przed światem Tess i jej najbliżsi. Mówi się, że z rodziną wychodzi się najlepiej na zdjęciach. Ale czy też – jako pisarka – nie uważa pani, że najlepiej szukać mrocznych, kryminalnych opowieści właśnie w relacjach rodzinnych?
J.B.: Rodzina to niezwykle złożony temat, dlatego tak chętnie jest wybierany przez pisarzy! Na rodzinę składają się ludzie, których przecież sobie nie wybieramy, a na ich życie mamy niewielki wpływ lub żaden. Mimo to powinniśmy ich kochać bezwarunkowo. To rodzi konflikty ciekawe do opisania w kryminale.
KK: No właśnie... Motorem napędowym pani opowieści jest relacja między całkowicie odmiennymi od siebie siostrami: Tess i Sarą. Jak tworzyła pani ten tandem?
J.B.: Uważam, że bohaterowie są o wiele bardziej interesujący, gdy są zmuszeni konfrontować się z kimś, kto jest ich całkowitym przeciwieństwem. Dlatego też spodobało mi się połączenie wyluzowanego kobieciarza Jerome'a ze spiętą, nieradzącą sobie w relacjach społecznych Tess. Myślałam też sobie o tym, jak postąpiłaby w danej sytuacji Tess, i zmuszałam Sarę do zrobienia lub powiedzenia czegoś odwrotnego. To była świetna zabawa!
KK: Akcja powieści osadzona jest w Brighton – nadmorskim miasteczku kojarzącym się raczej z odpoczynkiem i wakacjami. Tymczasem pani sprowadza tam mroczną, kryminalną historię. Dlaczego zdecydowała się pani właśnie na taką lokację?
J.B.: Ze względu na kontrast sielskiego miasteczka z potworną zbrodnią. Brighton jako miejsce jest bardzo podobne do moich dwóch bohaterek – z jednej strony panuje tam lekka, pełna zabawy, karnawałowa atmosfera. Z drugiej zaś istnieje i ciemna strona miasta – w postaci narkotyków czy drobnych przestępstw. Swoista dwoistość tej lokacji sprawiła, że było to idealne miejsce do osadzenia w nim akcji mojego kryminału.
KK: Opisuje pani dokładnie, na czym polega praca Tess w policji. Skąd czerpała pani wiedzę na temat tych technicznych szczegółów?
J.B.: Mam znajomych pisarzy, którzy byli policjantami, i którym mogę zadawać pytania. Czytam też wiele książek na ten temat, szperałam w Internecie i oglądałam mnóstwo programów o policjantach w telewizji!
KK: Gdyby nie była pani pisarką, to jaki zawód mogłaby pani wykonywać? Może właśnie zostałaby pani policjantką, jak Tess? Te dwa fachy zdają się mieć ze sobą sporo wspólnego...
J.B.: Bardzo chciałabym zostać detektywką. Lubię rozwiązywanie łamigłówek i tajemnice. Bardzo podoba mi się także strona kryminalistyczna tej pracy i związany z nią rozwój nauki. Mogłoby to być jednak dla mnie trochę stresujące – zatem zamiast tego założyłabym księgarnio-kawiarnię!
KK: Dobry wybór! Przygotowała pani dla czytelników naprawdę zakręconą fabułę, sporo w niej zaskoczeń, punktów zwrotnych. Jak pani układała te fabularne puzzle?
J.B.: W przypadku tej powieści znałam początek i finał. Oddzielnie zaplanowałam poszczególne morderstwa i przeplotłam je ze sobą. Zawsze lubię znać zakończenie moich książek – pozwala mi to mieć plan działania.
KK: Polscy czytelnicy pokochali pani thrillery psychologiczne, jak na przykład „Ktoś tu kłamie” czy „Córkę mordercy”. Tym razem stworzyła pani klasyczny kryminał. W jaki sposób różni się od siebie pisanie tych dwóch gatunków?
J.B.: W przypadku klasycznej powieści kryminalnej było o wiele więcej researchu technicznego! Poza tym moje thrillery psychologiczne dużo bardziej skupiają się na tym, dlaczego coś się dzieje – motywy zbrodni są zwykle ukryte pod kolejnymi pokładami tajemnic. I muszą mieć one jeszcze więcej fabularnych twistów – lubię zaskakiwać moich czytelników!
KK: Zatem co nowego szykuje pani dla nas w najbliższym czasie?
J.B.: Wydaje mi się, że w Polsce ukaże się teraz kolejny thriller psychologiczny, który już napisałam. Obecnie pracuję nad drugą częścią serii o Sarze i Tess oraz nad kolejnym thrillerem psychologicznym.
Rozmawiała: Marta Matyszczak
Zdjęcie: Wydawnictwo Albatros