„Nigdy nie zapomnę wulkanu emocji, gdy moja dwuletnia córka na kilkanaście minut zniknęła mi z oczu w parku rozrywki. Aż się we mnie gotowało. Ci, którzy czytają moje powieści wiedzą, że wyobraźnię mam bujną i wtedy się właśnie aktywowała. Przez głowę przelatywały mi najczarniejsze scenariusze. To było koszmarne przeżycie.”
Kawiarenka Kryminalna: Twoja najnowsza powieść pt. „Prawo matki” jest sygnowana jako pierwsza część nowego cyklu, tym razem z kobiecą bohaterką w roli głównej. Gdy zaczynałeś pisać nową serię, zastanawiałeś się nad tym, w jakich aspektach ma się ona różnić od poprzedniej? I jakie elementy z dotychczasowych książek pozostawić, by czytelnicy odnaleźli w niej znajome klimaty?
Przemysław Piotrowski: Chciałem zachować ten mroczny klimat z serii z Igorem Brudnym, ale jednocześnie dać Czytelnikowi coś nowego. W ogóle staram się, aby każda moja książka wyróżniała się na rynku czymś wyjątkowym. Tak było w przypadku tamtej serii, tak jest i teraz. Nie ma na rynku wielu powieści, w których głównym bohaterem (a w zasadzie bohaterką) jest silna kobieta, a już na pewno nie ma takich na rynku polskim. Lutosława Karabina wypełnia tę lukę i mam nadzieję, że stanie się takim symbolem, kobietą, która bierze rewanż za te wszystkie wiązane, gwałcone, mordowane, generalnie umęczane i cierpiące drugoplanowe bohaterki kryminałów, które zwykle obsadzane są w roli ofiar.
KK: Czy pisanie o kobiecie stanowiło dla Ciebie szczególne wyzwanie? Musiałeś zrobić jakiś specjalny research?
P.P.: Akurat w tym wypadku nie, bo miałem świetny pierwowzór – moją bliska przyjaciółkę, która też jest żołnierzem i też od dwudziestu lat regularnie trenuje sztuki walki. I tak jak Luta jest najtwardszą i najsilniejszą kobietą, jaką poznałem w życiu, tak pod względem fizycznym jak i mentalnym.
KK: W tej książce pochylasz się nad tematem walki rodzica o odzyskanie porwanego dziecka. Nie sprowadziłeś roli tytułowej matki – wspomnianej Luty – wyłącznie do ponaglania opieszałych przy tego rodzaju przestępstwach organów ścigania. Dzięki predyspozycjom nabytym w pracy w wojskach specjalnych Karabina bierze sprawy w swoje ręce i sama depcze po piętach porywaczom. Co najbardziej interesuje Cię w takich proaktywnych bohaterach, którzy wolą sami wymierzyć sprawiedliwość? Są ciekawsi do poprowadzenia i opisania niż ci bierni?
P.P.: Po tym, gdy moja dwuletnia córka na kilkanaście minut zniknęła mi z oczu w parku rozrywki (na szczęście skończyło się na strachu i się odnalazła), zacząłem zadawać sobie takie pytanie – co ja bym zrobił, gdyby okazało się, że została porwana. To pytanie męczyło mnie później tygodniami i wiedziałem, że prędzej czy później podejmę ten temat. I chyba fajnie jest poprowadzić bohatera, który może więcej niż codziennie biegać na posterunek albo chodzić od słupa do słupa i rozwieszać ogłoszenia. Luta jest emanacją takiej osoby – silnej, bezkompromisowej, takiej kobiety walczącej. I choć ma swoje słabości czy chwile zwątpienia, nigdy się nie poddaje.
KK: Lucie w osiągnięciu celu pomaga nadkomisarz Zygmunt Szatan. To gliniarz z krwi i kości ze zrujnowanym życiem osobistym. W zasadzie jedyne, co trzyma go jeszcze przy życiu, to etat w firmie oraz chęć odwetu na znienawidzonym przeciwniku i wyrównania rachunków z przeszłości. Krótko mówiąc, Szatan nie może liczyć na lekką i przyjemną egzystencję. Lubisz dokuczać swoim bohaterom?
P.P.: Tworzeni przeze mnie bohaterowie nigdy nie mają lekko. Staram się, aby byli skomplikowani, aby nie byli papierowi, a ich przeszłość tajemnicza i interesująca. Zwykle to właśnie ona decyduje o teraźniejszości, a co za tym idzie, o motywacjach, jakie nimi kierują i decyzjach, jakie podejmują. Postać Szatana miała być przeciwieństwem Luty, chciałem, aby pomimo wspólnego (a raczej pokrewnego) celu w tym duecie wciąż iskrzyło. Myślę, że to się udało.
KK: Z pomocą Szatanowi przychodzi postać... Władymira. Nie zdradzając za wiele, powiedzmy, że ten nietypowy bohater jest niezawodny podczas pewnych iście kryminalnych działań. W jaki sposób wpadasz na tak oryginalne, sensacyjne rozwiązania fabularne podczas pracy nad książką?
P.P.: Władymir rzeczywiście momentami kradł show. Wymyśliłem go, bo niezwykle trudno było wybrnąć z tak skomplikowanej sytuacji, w jakiej w pewnym momencie znaleźli się główni bohaterowi. Potrzebny był ktoś – jak to pięknie ująłeś – niezawodny. Nie chciałbym tu za dużo spojlerować, ale skoro jesteśmy w okresie okołomundialowym, to chyba nie będzie nadużyciem, jeśli napiszę, że ten niepozorny Władymir stał się w powieści głównym rozgrywającym (śmiech).
KK: Wspomniałeś już własne doświadczenie związane z zagubieniem dziecka w tłumie ludzi. Zastanawia mnie, jakie uczucia towarzyszyły Ci w trakcie pracy nad tą książką. Czy przywołanie tego traumatycznego zdarzenia i próba przelania go na papier były, mimo happy endu w rzeczywistości oraz minionego czasu, rozdrapywaniem starej i bolesnej rany czy może formą katharsis?
P.P.: Katharsis to może nie, ale wulkanu tych emocji nigdy nie zapomnę. Aż się we mnie gotowało. Ci, którzy czytają moje powieści wiedzą, że wyobraźnię mam bujną i wtedy się właśnie aktywowała. Przez głowę przelatywały mi najczarniejsze scenariusze. To było koszmarne przeżycie i całe szczęście, że skończyło się tylko na strachu.
KK: Luta dorabia na platformach wiertniczych szelfu norweskiego. Nie jest tajemnicą, że Ty również wykonywałeś ten zawód. Zastanawiałeś się może nad tym, by to doświadczenie zawodowe wykorzystać w jednej z książek w pełnym wymiarze? Morderstwo na platformie wiertniczej mogłoby by być dobrym wyjściem do zagadki zamkniętego pokoju...
P.P.: Wydawca od dłuższego czasu mnie do tego namawia. Ten pomysł wciąż siedzi mi w głowie i myślę, że prędzej czy później coś tam wymyślę (śmiech).
KK: Co w następnej kolejności szykujesz dla czytelników?
P.P.: Historię true crime z elementami reportażu opowiadającą o najstraszliwszym i najbrutalniejszym seryjnym mordercy w historii – Kolumbijczyku Luisie Alfredo Garavito zwanym „Bestią”, któremu udowodniono przynajmniej dwieście morderstw, choć niektórzy twierdzą, że ofiar mogło być dwa albo trzy razy więcej. Pomyślałem, że jak już zabierać się za temat seryjnych morderców, to od razu za numer jeden na liście, tym bardziej, że nie jest on tak „sławny” jak ci amerykańscy pokroju Teda Bundy’ego czy Jeffrey`a Dahmera. I tu ciekawostka – ten psychopata ma szansę wyjść wiosna przyszłego roku na wolność, bo kończy mu się wyrok! Premiera książki pod tytułem „La Bestia” planowana jest na maj.
Rozmowę przeprowadził: Damian Matyszczak.
Fotografia autora: Albert Zawada.