Zdjęcie Ann Cleeves.

„Nie chcę pisać o potworach, ale o prawdziwych ludziach, których postępowanie mogę zrozumieć. I myślę, że czytelnicy właśnie dlatego tak lubią Jimmy'ego Pereza, ponieważ potrafi się wykazać współczuciem”.

Kawiarenka Kryminalna: W Polsce niedawno nakładem Czwartej Strony Kryminału ukazał się „Dziki ogień”, czyli ostatni tom szetlandzkiej serii kryminałów z Jimmym Perezem w roli głównej. Będziemy za nim tęsknić! Jest szansa na to, że Jimmy powróci jeszcze na karty pani powieści, czy to już definitywny koniec tej historii?

Ann Cleeves: Tęsknię za pisaniem o Jimmym, ale sądzę, że nastał już czas, by porzucić tę opowieść. Na Szetlandach żyje tylko dwadzieścia trzy tysiące ludzi, więc najwyższa pora przestać ich zabijać... A poważnie mówiąc, chciałam zakończyć tę historię, zanim ja sama albo czytelnicy się nią znudzą. Jednak Jimmy pojawi się jeszcze w serialu telewizyjnym.

KK: Szetlandy były dla pani przyjaznym miejscem: w pewnym okresie życia znalazła tam pani pracę, spotkała przyszłego męża. Kiedy zdała sobie pani sprawę z tego, że to jest świetna lokalizacja dla kryminału?

A.C.: Doskonale znałam Szetlandy, jednak nie rozważałam umieszczenia tam akcji powieści, dopóki nie odwiedziłam ich w środku zimy. Padał śnieg, było bardzo spokojnie i przejrzyście. Zobaczyłam kruki wyróżniające się czernią piór na tle śniegu. Pomyślałam sobie, że gdyby jeszcze do tego dodać krew, miałabym doskonały początek powieści detektywistycznej.

KK: Codzienne życie na Szetlandach nie jest proste. To piękne miejsce, ale odizolowane od reszty kontynentu. Pogoda bywa kapryśna. Większość mieszkańców pracuje bardzo ciężko, na przykład w rolnictwie czy rybołówstwie. Co sprawiło, że zakochała się pani w wyspach?

A.C: Lubię ten pewien rodzaj ponurego piękna na Szetlandach. Poza tym odkąd tam przyjechałam, zawsze byłam przez wszystkich mile widziana. Podobało mi się, że to miejsce jest tak różne od innych w Wielkiej Brytanii. Klimat, godziny nasłonecznienia – te zjawiska są na Szetlandach o wiele bardziej ekstremalne. Jakie to ekscytujące!

KK: Czy ma pani swoje ulubione miejsce na Szetlandach? A może rodzaj wytwarzanego tam rękodzieła?

A.C.: Kiedy pierwszy raz przyjechałam na Szetlandy, zatrzymałam się na Fair Isle i do tej pory to jest mój ulubiony punkt na wyspach. To niewielki skrawek lądu: długi na trzy mile, szeroki na półtora mili. Można tam zaobserwować niesamowitą różnorodność krajobrazu: od ogromnych klifów na północnym krańcu po łagodniejsze tereny rolne na południu. A jeśli chodzi o rękodzieło, to przyjaciel zrobił dla mnie wspaniałe tradycyjne krzesło z Fair Isle z drewna wyrzuconego na brzeg przez prądy morskie, z plecionym oparciem, które chroni przed powiewami chłodnego powietrza.

KK: A za co najbardziej lubi pani Szetlandczyków?

A.C.: Za ich otwartość na nowych ludzi i idee. To pewnie wynika z faktu, że na wyspy od czasów Wikingów ciągnęli przybysze z daleka.

KK: Ale w „Dzikim ogniu” pisze pani o pewnej irytacji Szetlandczyków spowodowanej natłokiem turystów przyjeżdżających z południa na wyspy, kupujących domy i zmieniających je bez poszanowania tradycji. Czy ten zwyczajowy sposób życia na wyspach jest zagrożony?

A.C.: Nie... To naprawdę była tylko fikcja literacka. Tradycja jest bardzo ważna na wyspach, ale tak jak mówiłam, Szetlandczycy są przyjaźnie nastawieni wobec przyjezdnych.

Ann Cleeves/ fot. Micha Theiner.

KK: Powiedziała pani, że Szetlandy mają w pewnym sensie skandynawski charakter.

A.C.: Leżą na tej samej szerokości geograficznej co Grenlandia czy Alaska. Aż do piętnastego wieku należały do Norwegii. Bez wątpienia więc mają wspólne ze Skandynawią dziedzictwo kulturowe.

KK: W Szwecji istnieje specjalna gałąź gospodarki związana z tamtejszą literaturą gatunkową, a nazywa się turystyką kryminalną. Ludzie odwiedzają Fjällbackę, podążając tropem powieści Camilli Läckberg czy Sztokholm, by zobaczyć miejsca pojawiające się w ich ulubionych książkach. Czy na Szetlandach jest podobnie? Mieszkańcy organizują wycieczki, podczas których można zobaczyć, gdzie mieszka Jimmy Perez (sama chętnie bym się na taką wybrała!)?

A.C.: Tak! Kiedy wreszcie skończą się restrykcje związane z koronawirusem, będzie pani mogła wybrać się na taką wyprawę. Każdy, kto przyjeżdża do Lerwick, które jest głównym miastem na wyspach, odwiedza dom Jimmy'ego Pereza.

KK:. Mieszkańcy nie mają więc nic przeciwko temu, że sprowadziła pani na Szetlandy sporą grupę morderców?

A.C.: Myślę, że wynagradzają im to turyści, którzy ciągną na wyspy z powodu książek i ich adaptacji telewizyjnych.

KK: Szetlandy składają się z ponad stu wysp, jednak tylko kilkanaście jest zamieszkałych. Czy te wyspy różnią się od siebie, mają odmienny charakter, klimat?

A.C.: Każda wyspa ma zupełnie inną atmosferę. Na przykład na Whalsay skupia się szetlandzka flota rybacka, a z kolei społeczność wyspy Foula jest wyjątkowo ekscentryczna.

KK: Sądzę – ale proszę mnie poprawić, jeśli się mylę – że lubi pani swoich bohaterów. Nawet morderców stara się pani przynajmniej zrozumieć. Podobne podejście ma Jimmy Perez. Czy właśnie dlatego, że jest taki wyrozumiały, jest też tak świetnym policjantem?

A.C.: Ma pani rację. Nie chcę pisać o potworach, ale o prawdziwych ludziach, których postępowanie mogę zrozumieć. I myślę, że czytelnicy właśnie dlatego tak lubią Jimmy'ego Pereza, ponieważ potrafi się wykazać współczuciem.

KK: W ośmiu powieściach o Jimmym Perezie pojawiły się dwie kobiety ważne dla inspektora. Która jest pani bliższa: Fran czy Willow?

A.C.: Och, nie mogę się zdecydować! To tak, jakbym miała wybierać między moimi córkami!

"Dziki ogień", Ann Cleeves

KK: W pani książkach ważnym aspektem postaci Jimmy'ego Pereza są jego hiszpańskie korzenie, czasem też ciemna, południowa uroda. Tymczasem w serialu „Shetland” nakręconym na podstawie książek grający Jimmy'ego Douglas Henshall wygląda zupełnie inaczej.

A.C.: O wiele bardziej interesuje mnie charakter Jimmy'ego niż jego wygląd, a pod tym względem Dougie zagrał go idealnie.

KK: Jakiś czas temu oglądałam spotkanie online z panią i Peterem Mayem odbywające się w ramach festiwalu Bloody Scotland. Jest jeszcze paru innych znakomitych autorów piszących o Szkocji, jak na przykład Ian Rankin, Denise Mina czy Val McDermid. Mówi się nawet o specjalnym podgatunku powieści, których akcja osadzona jest w Szkocji, nazywanym tartan noir. Co takiego jest w Szkocji, że tak dobrze się pisze i czyta powieści właśnie tam osadzone?

A.C.: Nie jestem pewna. Być może chodzi o ciemne noce i zapierające dech w piersiach krajobrazy. Z drugiej strony, autorzy, których pani wymieniła, są wszyscy znakomici, jednak ich powieści różnią się od siebie. Możliwe, że tartan noir to tylko narzędzie marketingowe...

KK: Przeczytałam wszystkie pani książki opublikowane w Polsce (serię szetlandzką i powieści o Verze), jednak ani razu nie udało mi się zgadnąć przed końcem, kto jest mordercą. To podobnie jak w przypadku kryminałów Agathy Christie. W jaki sposób potrafi pani tak znakomicie wodzić czytelnika za nos?

A.C.: Pisząc, jestem w podobnej sytuacji jak mój czytelnik: nie wiem, kto jest mordercą, dopóki nie dotrę prawie do końca książki. Czasem to jest niespodzianką nawet dla mnie!

KK: Czy pani wnuki są już na tyle duże, by móc czytać pani książki? No i czy pani córki mają ulubionych bohaterów z pani powieści?

A.C.: Kilkoro wnuków jest już wystarczająco dorosłych, by sięgać po moje książki, jednak żadne z nich, ani też moje córki, nie są prawdziwymi fanami literatury kryminalnej!

KK: Pani pierwszą książka została opublikowana w latach 80. Od tego czasu pisze pani nieprzerwanie. Co przez te lata zmieniło się dla pani jako pisarki?

A.C.: W moim podejściu do pisania książek niewiele się zmieniło. Jednak odkąd osiągnęłam większy sukces komercyjny, zyskałam sobie mocniejszy zespół marketingowy, który mnie wspiera.

KK: Jaki był ostatni kryminał, który pani czytała i naprawdę się pani spodobał?

A.C.: „The Survivors” („Ocaleni” - przyp. red.) autorstwa Jane Harper. Przypadła mi do gustu jej pierwsza książka pod tytułem „Susza”, a ta jest równie dobra.

KK: Dzięki Czwartej Stronie Kryminału, pani polskiemu wydawcy, w przyszłym roku będziemy mogli przeczytać „The Long Call”, pierwszy tom nowej serii pani autorstwa. Czy mogłaby nam pani uchylić rąbka tajemnicy na temat tej powieści?

A.C.: Akcja „The Long Call” jest osadzona w północnym Devonie, w nadmorskim, popularnym w czasie wakacji regionie, gdzie dorastałam. Głównym bohaterem jest Matthew Venn, który był członkiem surowej wspólnoty ewangelickiej, dopóki nie stracił wiary. W tym cyklu pojawia się liczniejsza niż w moich poprzednich seriach grupa bohaterów powracających w każdej części.

KK: Czy możemy liczyć na pani odwiedziny w Polsce?

A.C.: Oczywiście! Miałam przyjechać do was w maju, ale festiwal został odwołany z powodu pandemii.

Wywiad przeprowadziła Marta Matyszczak. Autorem zdjęć Ann Cleeves jest Micha Theiner.

Ann Cleeves - dorastała na wsi, najpierw w Herefordshire, później w North Devon. Za swoje kryminały zebrała szereg nagród, a w 2017 roku otrzymała Diamentowy Sztylet od Stowarzyszenia Pisarzy Literatury Kryminalnej, najwyższe tego typu wyróżnienie w Wielkiej Brytanii. Autorka tzw. „Serii Szetlandzkiej”, na którą złożyły się: "Czerń kruka", "Biel nocy", "Czerwień kości", "Błękit błyskawicy", "Martwa woda", "Mgliste powietrze", "Grząska ziemia", "Dziki ogień".

Nasze recenzje powieści Ann Cleeves:

"Dziki ogień"

"Grząska ziemia"

"Mgliste powietrze"

"Martwa woda"

"Błękit błyskawicy"

"Czerwień kości".