Okładka Mory Piotra Bojarskiego

Poznajcie komisarza Zbigniewa Kaczmarka. Tak, popularne w Wielkopolsce nazwisko Was nie myli, to śledczy ścigający przestępców w Poznaniu (w sumie już w dziewięciu powieściach Piotra Bojarskiego!). Tym razem autor przenosi nas w czasie do roku 1934 i opowiada historię pewnego mordercy-mściciela. Choć to fabuła całkowicie zmyślona, to jednak mocno osadzona w ówczesnych realiach historyczno-politycznych. „Mora” to solidny kryminał retro, który bawi sensacyjną akcją, ale i fascynuje przedstawioną rzeczywistością dwudziestolecia międzywojennego.

Komisarz Zbigniew Kaczmarek ma ręce pełne roboty. Wolałby wprawdzie zabrać żonę na tańce i do kina, spokojnie zjeść ulubionego kaszaka z musztardą (czyli kaszankę) albo pójść na mecz bokserski tylko w celach rozrywkowych, jednak nie jest mu to dane. Otóż ktoś morduje jego dawnych znajomych, trując ich arszenikiem, a do tego na wspomniany mecz przyjeżdża wróg Kaczmarka – trener niemieckiej kadry bokserskiej, który podpadł komisarzowi podczas wizyty w Poznaniu trzy lata wstecz. Warto więc by było i w przypadku Ericha Rüdigera postarać się o wymierzenie sprawiedliwości.

Gdyby tego wszystkiego było jeszcze mało, Kaczmarkowi zostaje przydzielona do pomocy aspirantka Barbara Przysługa z warszawskiej Brygady Sanitarno-Obyczajowej dowodzonej przez komendantkę Stanisławę Paleolog (postać prawdziwa). Kobieta w policji w latach trzydziestych budzi raczej zdziwienie i lekki uśmieszek pobłażania niż respekt. Jednak akurat ta funkcjonariuszka okazuje się wyjątkowo inteligentna i chętna do działania, co z początku tylko denerwuje komisarza.

Prócz dawnego Poznania, jego ulic, zakamarków, restauracji, barów czy kin – którą to topografię autor odtworzył bezbłędnie i z zachowaniem odpowiedniego klimatu – przenosimy się też na chwilę do Gdyni. To dopiero co powstałe miasto również zostało opisane ze swadą – czujemy entuzjazm mieszkańców, zachwyt nad modernistyczną architekturą, polskim portem – naszym oknem na świat – a nawet polską riwierą, czyli Orłowem, do którego zjeżdża na wypoczynek warszawska inteligencja. Piotr Bojarski potrafi malowniczo przedstawiać dawne miasta, ulokować czytelnika w samym środku gorących wydarzeń w zupełnie innym, częściowo zapomnianym już świecie. Dba przy tym o wiarygodność i zgodność z rzeczywistością każdego szczegółu: od marki papierosów palonych przez bohaterów poczynając, na piosenkach śpiewanych w tamtych czasach kończąc.

Jeśli o tych ostatnich mowa, to takim muzycznym patronem „Mory” jest Eugeniusz Bodo, amant filmowy, teatralny i rewiowy, „zimny drań” polskiej piosenki, którego przeboje co rusz pobrzmiewają gdzieś w tle.

Także rzeczywistość polityczna międzywojennej Polski została tu dokładnie zaprezentowana. Znów gdzieś w tle możemy zauważyć prawdziwe postacie historyczne (na czele ze wspominanym wielokrotnie Piłsudskim), poprzyglądać się walkom stronnictw politycznych, a nawet pośmiać z pewnego endeka, którego spotyka zasłużona kara...

Sam wątek kryminalny toczy się raczej dzięki aspirantce Przysłudze, która doskonale analizuje fakty, jest pracowita i efektywna, a do tego ma wiedzę psychologiczną i chemiczną. Kaczmarek lepiej się sprawdza we wpadaniu z zaskoczenia do różnych przybytków z pistoletem w dłoni. Intryga sprowadza się od pewnego momentu do pogoni za mordercą, a dopiero po jego schwytaniu poznajemy my – czytelnicy, ale i sam komisarz, motywy jego działania. Wcześniej nie dostajemy od autora tropów, które pozwoliłyby nam na samodzielne zastanawianie się nad tożsamością sprawcy. Generalnie sensacyjna intryga służy tu raczej wspaniałemu i dzięki niej dodatkowo interesującemu dla czytelnika opowiedzeniu o latach trzydziestych i Poznaniu.

Piotr Bojarski, "Mora"

Bojarski sięga po wiele ciekawych prawdziwych postaci żyjących w tamtym czasie i zręcznie wplata je w swoją fikcyjną opowieść. Na wspomnienie z pewnością zasługuje Sam Sandi – wcześniej żołnierz Wojska Polskiego, a teraz czarnoskóry wykidajło wyrzucający klientów na bruk – tych, którzy zbyt marudzą nad jakością kotleta podawanego w Palmarium. Albo Szapsel Rotholc, żydowski bokser walczący w polskiej kadrze – z wyglądu niepozorny, ale sprawiający łomot zawodnikom niemieckim.

Każdy rozdział poprzedzony jest cytatem z jakiejś ówczesnej lokalnej gazety – i z biegiem dni upływających w fabule oraz kartek w książce przedstawiany przez prasę obraz społeczno-polityczny kraju jest coraz bardziej mroczny. Widać narastający antysemityzm wśród Polaków, ale też zaogniające się – mimo zapewnień o wzajemnej przyjaźni – stosunki polsko-niemieckie. Znając dalszy przebieg wypadków historycznych, czyta się to z jeszcze większą trwogą. A autor wykonał kawał świetnej roboty, jeśli chodzi o historyczny research.

Także warstwa językowa jest tu dopracowana – w książce znajdziemy wiele wtrąceń w poznańskiej gwarze, ale i po niemiecku (co oczywiste zważywszy na to w jakich latach i w którym mieście jesteśmy). Nie ma się jednak co obawiać niezrozumienia – wszystko jest wyjaśnione w przypisach.

„Mora” ma też znakomitą okładkę, której autorką jest Eliza Luty – trochę komiksową, oddającą atmosferę powieści, przedstawiającą kilka postaci występujących w książce.

Powieść można czytać, nie znając wcześniejszych przygód komisarza Kaczmarka. Jednak z pewnością po zakończeniu lektury najdzie Was ochota, by sięgnąć i po te poprzednie tomy.

Piotr Bojarski

„Mora”

Wydawnictwo Znak Horyzont

Kraków, 2022

351s.