Pomysł na moją najnowszą powieść zrodził się po ujawnieniu sprawy Edwarda Snowdena w 2013 roku. Pokazała nam ona, że jesteśmy tylko o krok od końca pojęcia „życie prywatne”. Przede wszystkim dotyczy to nastolatków, którzy cały czas są podłączeni do sieci. Uważam, że Snowden miał absolutną rację, kiedy powiedział, że dzieci, które się teraz rodzą, nie będą w przyszłości wiedziały, co to jest prywatność.
Kawiarenka Kryminalna: Dlaczego akcję Paskudnej historii osadził pan w Ameryce?
Bernard Minier: Po trzech książkach z Martinem Servazem w roli głównej (Bielszy odcień śmierci, Krąg, Nie gaś światła – przyp. red.) chciałem zmienić nie tyle zaprezentowany świat, bo ten jest wciąż podobny, ale miejsce akcji właśnie.
KK: By lepiej je poznać, pojechał pan do Stanów Zjednoczonych.
B.M.: Udałem się do stanu Waszyngton, nie tylko dlatego że jest tam dzika przyroda, którą opisuję w powieści, ale przede wszystkim chciałem odwiedzić Seattle. To jest, zaraz po Dolinie Krzemowej, drugie najistotniejsze miejsce związane z zaawansowanymi technologiami, internetem i mediami społecznościowymi. Tam znajduje się siedziba Microsoftu czy Amazona. A jak pani wie, Paskudna historia jest ściśle powiązana z tym tematem.
KK: Roztacza w niej pan apokaliptyczną wizję przyszłości, w której nowe technologie pozbawią nas wolności i prywatności. Sądzi pan, że to jest realne zagrożenie?
B.M.: Mam dosyć pesymistyczne spojrzenie na tę sprawę. Pomysł na moją najnowszą powieść zrodził się po ujawnieniu sprawy Edwarda Snowdena w 2013 roku. Pokazała nam ona, że jesteśmy tylko o krok od końca pojęcia „życie prywatne”. Przede wszystkim dotyczy to nastolatków, którzy cały czas są podłączeni do sieci. Siedzą godzinami przed komputerem, ujawniając wszystkie szczegóły o sobie. Oni najbardziej są narażeni na wirtualne niebezpieczeństwa. Uważam, że Snowden miał absolutną rację, kiedy powiedział, że dzieci, które się teraz rodzą, nie będą w przyszłości wiedziały, co to jest prywatność. Choć z drugiej strony, ja sam jestem przeciętnym użytkownikiem internetu, który dość sporo z niego korzysta.
KK: À propos młodzieży, głównym bohaterem Paskudnej historii jest szesnastoletni Henry. Trudno mówiło się panu jego głosem?
B.M.: Najbardziej skomplikowane, ale i pasjonujące było dla mnie znalezienie słownictwa, którym posługują się dzisiejsi nastolatkowie, i użycie go we właściwy sposób. Jednym z wyzwań, które podjąłem, było połączenie języka współczesnej młodzieży z tym literackim. Także sam tytuł, który po francusku brzmi: Une putain d'histoire, został zaczerpnięty ze slangu nastolatków. Polski wydawca dość długo zastanawiał się, czy przetłumaczyć go jako Paskudna historia, czy też może w miejsce „paskudna” użyć słowa o wiele bardziej wulgarnego, tak jak to jest w oryginale.
KK: A czy tworząc postać Henry'ego i jego kolegów, czerpał pan z własnego doświadczenia i wspomnień z okresu dorastania?
B.M.: Byłem nastolatkiem już dosyć dawno temu. Od tego czasu sporo się zmieniło. Podczas pisania raczej opierałem się na wspomnieniach ze szkolnych czasów moich dzieci. Ale i one są starsze niż bohaterowie Paskudnej historii, więc częściej obserwowałem moich bratanków, którzy mają właśnie po 16 lat.
KK: Jak przyjęli pana książkę młodzi czytelnicy?
B.M.: Zrobiono ankietę wśród uczniów przedostatniej klasy liceum. I właśnie ta młodzież wskazała na Paskudną historię jako na swoją ulubioną książkę. Okazało się, że doskonale się w niej odnajdują. To była dla mnie największa nagroda i największa przyjemność.
KK: Przyznaje pan, że Paskudna historia jest pana hołdem dla literatury amerykańskiej. Których więc pisarzy amerykańskich ceni pan najbardziej?
B.M.: Chętnie czytam Williama Faulknera, Philipa Rotha, Wiliama Goldmana czy Jonathana Franzena.
KK: Wczoraj w ramach Festiwalu Conrada odbyło się tu w Krakowie spotkanie z Jonathanem Franzenem.
B.M. Spacerując po hali Targów Książki w Krakowie, można spotkać autorów z całego świata. Ale za czasów mojego dorastania we Francji tłumaczono głównie amerykańskich pisarzy. I dlatego Paskudna historia jest ukłonem w stronę literatury amerykańskiej, którą pochłaniałem, gdy w latach 70. sam miałem 16 lat. Ja w ogóle czytam mnóstwo obcojęzycznej literatury - hiszpańskiej, niemieckiej - lista jest bardzo długa.
KK: W swojej najnowszej książce przygotował pan dla czytelników wiele fabularnych zwrotów akcji i zaskoczeń. Zaplanował je pan, zanim zasiadł pan do pisania? Czy też może pomysły pojawiały się w trakcie pracy nad książką?
B.M.: Od początku wiedziałem, że zrobię zwrot akcji na samym końcu powieści. Ale podczas pisania - i to dotyczy nie tylko tej, lecz wszystkich moich książek – najważniejsi są dla mnie bohaterowie. Czasami przygotuję sobie z góry jakąś scenę, ale w miarę konstruowania postaci okazuje się, że ona nie pasuje do tego bohatera. Gdybym więc na siłę kazał mojemu bohaterowi uczestniczyć w wymyślonych zawczasu wydarzeniach, byłoby to sztuczne. Rezygnuję więc z przygotowanego scenariusza i idę w innym kierunku.
Często się zdarza, że sprawy przyjmują nie taki obrót, jaki przewidziałem. Jeżeli chcę zaskoczyć czytelnika, muszę najpierw zaskoczyć samego siebie.
KK: Co jest takiego pociągającego w złu, że chce pan o nim pisać?
B.M.: Uważam, że na co dzień, tak jak tu siedzimy, pani i ja sam, zachowujemy się w sposób cywilizowany i przewidywalny. Dopiero w sytuacjach ekstremalnych maski opadają. Wtedy ujawniamy swój prawdziwy charakter, ten którego nie da się kontrolować.
KK: Pisze pan bardzo obrazowo, tak jakby opisywał pan kolejne kadry filmu. Czy opowieści w ten właśnie sposób pojawiają się w pana głowie, gotowe już tylko do przeniesienia na papier?
B.M.: Coś w tym jest! Zawsze zaczynam pisanie od tworzenia krajobrazu. Dopiero potem pojawiają się w nim postacie i akcja. To może być związane z tym, że jestem malarzem – amatorem. Stosuję taki malarski opis.
KK: Pytanie, które musi paść w tym filmowym kontekście. Których aktorów widziałby pan w hollywoodzkiej ekranizacji Paskudnej historii?
B.M.: Henry ma 16 lat, więc trudno jest mi powiedzieć, kto miałby go zagrać, ponieważ nie znam aktorów w tym wieku. Za to już tej zimy rozpoczną się zdjęcia do ekranizacji moich poprzednich książek. Szkoda, że to będzie francuska produkcja, bo w roli Martina Servaza widziałbym Matthew McConaughey'ego (śmiech).
KK: Czy Martin Servaz powróci jeszcze na karty pana powieści?
B.M.: Właśnie piszę moją piątą powieść, w której pojawią się tak Martin, jak i jego przyjaciele, których znacie państwo z poprzednich tomów.
KK: Zawód pisarza postronnemu obserwatorowi może się wydawać rajem na ziemi. Opowiada pan sensacyjne historie, jeździ po świecie, rozdaje autografy. A jak ten fach wygląda w rzeczywistości?
B.M.: Jest pasjonujący! Zostałem pisarzem w wieku 50 lat. Przez 25 lat wykonywałem inny zawód. I mogę powiedzieć tylko tyle, że za nic w świecie nie chciałbym się zamienić. Choć pisarska profesja to w 80% siedzenie w dresie w swoim pokoju przed komputerem z filiżanką kawy w ręku. Nie ma w tym nic seksi!
KK: Czekamy więc na pana kolejne powieści i zapraszamy do ponownej wizyty w Polsce!
Wywiad przeprowadziła Marta Matyszczak
Bernard Minier – zadebiutował Bielszym odcieniem śmierci, za który nagrodzono go Prix Polar na festiwalu w Cognac za najlepszą francuską powieść 2011 roku. Dwie kolejne powieści z cyklu to Krąg i Nie gaś światła. Jego książki przetłumaczono na czternaście języków.
Tutaj przeczytasz nasz poprzedni WYWIAD z Bernardem Minierem.
Recenzja KRĘGU Bernarda Miniera.
Recenzja NIE GAŚ ŚWIATŁA Bernarda Miniera.