„Prawdziwy wyznawca” to drugi tom (po „Liście śmierci”) perypetii Jamesa Recce'a, żołnierza wojsk specjalnych Stanów Zjednoczonych. Dramatyczne wydarzenia opisane w pierwszej części sprawiają, że główny bohater ucieka z kraju i ukrywa się w afrykańskiej głuszy. Coraz też odważniej poczyna sobie światek międzynarodowego terroryzmu. Europą wstrząsają kolejne spektakularne zamachy. Skoro ekstremiści ostrzeliwują doskonale strzeżone bazy wojskowe i eliminują wysokiego rangą dowódcę, to w zasadzie nikt nie może czuć się bezpieczny.
Kolejne eksplozje bomb, następne setki zabitych i porażki zachodnich służb bezpieczeństwa sprawiają, że światowa gospodarka ulega załamaniu. Zainwestowane fundusze idą wniwecz, ceny szybują, kwestią czasu pozostaje globalna recesja. Ta nie grozi jednak sprawcom całego zamieszania, którzy, wysyłając bojowników uzbrojonych w pasy szahida, liczą krociowe zyski. Im więcej zamieszania, tym grubsze ich portfele.
Chaosowi próbuje zapobiec amerykańska machina służb specjalnych. W tym celu tajni agenci są zmuszeni prosić o pomoc renegata Jamesa Recce'a. W zamian za wyczyszczenie jego kartoteki i cofnięcie zarzutów karnych James ma odszukać irackiego komandosa Mohammeda Faruka. Dobry znajomy z dawnych czasów może doprowadzić Amerykanów do szwarccharakteru, który stoi za obecną destabilizacją kontynentu.
Po wejściu Recce'a do gry dochodzenie znacząco przyspiesza. Trzeba przyznać, że Jack Carr bardzo skrupulatnie rozpisuje fabułę najnowszego tomu swojej serii. Akcja jest niezwykle dynamiczna, lokalizacje zmieniają się niczym w filmach o przygodach Jasona Bourne'a. Niemal w jednej chwili ze zlanego słońcem Maroka przeskakujemy do deszczowego Londynu. Z afrykańskiej sawanny autor przerzuca czytelników na wymuskane uliczki Bazylei. Do tego: Syria, Irak, Albania, Ukraina, Turcja czy Portugalia. Mnogość miejsc akcji idzie w parze z tempem odbywających się w nich scen. U Carra dzieje się dużo i prędko.
Ponieważ sam autor jest ekskomandosem legendarnej formacji Navy Seals, swobodnie żongluje terminologią związaną z formacjami wojskowymi poszczególnych krajów – choć najwięcej tutaj tych amerykańskich. W gąszczu akronimów, nazw i określeń hierarchii pomaga umieszczony na końcu słownik terminów. Tam też Carr usystematyzował rozległą wiedzę o uzbrojeniu – nieodzownym atrybucie terrorystów i depczących im po piętach komandosów.
U Jacka Carra żaden z bohaterów nie ginie ot tak, po prostu trafiony kulą. Tu trup ściele się gęsto i od razu też wiemy, ile ważył pocisk, jakie miał wymiary i kto go wyprodukował. Karabin, po który sięga snajper, też jest dokładnie opisany z uwzględnieniem zamontowanych celowników i dodatkowego osprzętu.
Szczególne emocje wywołują sceny pojedynków strzelców wyborowych. Zostały bardzo dokładnie i wiarygodnie oddane. Poza pewną ręką i znajomością sprzętu snajper musi być też dobrym matematykiem obeznanym z tajnikami balistyki. Nie brakuje w powieści również prawdziwie hollywoodzkich scen. Wspomnijmy chociaż o tej, w której ścigani przez wroga komandosi wjeżdżają z impetem terenówką na pokład wojskowego helikoptera, a ten po chwili wzbija się w powietrze.
„Prawdziwy wyznawca” to też nader aktualna, w kontekście wydarzeń za nasza wschodnią granicą, lektura. Choć wydana w oryginale w ubiegłym roku, bardzo trafnie przewidziała agresywne posunięcia rosyjskich władz politycznych i wojskowych wobec sąsiednich krajów.
Ekscytujące zakończenie sugeruje, że Carr i jego protagonista Recce nie powiedzieli ostatniego słowa. I bardzo dobrze, ponieważ „Prawdziwy wyznawca” to prawdziwie pasjonująca, sensacyjna lektura – także na leżak – która nie pozwoli na chwilę wakacyjnej nudy. A do tego to powieść napisana przez człowieka, który doskonale wie, o czym opowiada – nie ma tu miejsca na konfabulację.
Warto też, zanim sięgniecie po „Prawdziwego wyznawcę”, najpierw przeczytać część poprzednią, czyli „Listę śmierci” – choć nie jest to konieczne do cieszenia się w pełni lekturą.
Jack Carr
„Prawdziwy wyznawca”
przeł. Bartłomiej Nawrocki
Wydawnictwo Czarna Owca
Warszawa, 2022
631 s.