Zdjęcie okładki powieści Ryszarda Ćwirleja Zaśpiewaj mi kołysankę

Podkomisarz Antoni Fischer wraca na karty powieści Ryszarda Ćwirleja już po raz piąty. W międzywojennym Poznaniu znowu trup się ściele gęsto. Ćwirlej stawia przed swoim bohaterem zadanie wykrycia mordercy i doprowadzenia go przed oblicze sprawiedliwości świeżo odrodzonej Rzeczpospolitej. Śledztwo prowadzi komisarza do członków dobrze mu znanego miejskiego gangu. Przy tej okazji policjant śledczy spotka również femme fatale, w której zadurzy się po uszy.

Akcja powieści toczy się w 1922 roku. W mieście wciąż żywo się dyskutuje o zmianach spowodowanych przyłączeniem tych terenów do Polski. W wielu obszarach niemiecki porządek zastąpiło polskie pospolite ruszenie z synowcem na czele i jakoś to będzie. Narzekają policjanci, którzy w budynku prezydium nawet w mroźne dni muszą otwierać okna na oścież, bowiem nowy polski palacz nie potrafi wyregulować instalacji i pali w kotle niczym diabeł w piekle. Złorzeczą aresztanci, bo muszą siedzieć w celi w samej bieliźnie.

Temat przewodni powieści pojawia się już na samym początku książki. Z jednego z poznańskich fyrtli (podwórek, dzielnic) zostaje porwana ośmioletnia Zosia Węgorkówna. W kolejnej scenie pewien klient domu publicznego jest świadkiem wykorzystywania seksualnego małoletniej. Okazuje się, że w międzywojennym Poznaniu i okolicach grasuje szajka handlarzy żywym towarem - dobrze prosperująca i z szerokimi koneksjami zapewniającymi bezkarność.

Bliskość granicy państwowej oraz zacieśnienie współpracy militarnej Niemiec z sowiecką Rosją w Rapallo sprawiają, że tereny Wielkopolski stają się oczkiem w głowie polskich wojskowych. Dobry znajomy Fischera, kapitan Feliks Maciejewski rozbudowuje struktury kontrwywiadu. Gdy w mieście ginie ważny agent przewożący tajne dokumenty, mundurowi rozpoczynają szeroko zakrojone poszukiwania.

W ręce szkiełów (policjantów) Fischera wpada drobny złodziej Zenuś Brodziak z dobrze znanego w mieście gangu Anatola Grubińskiego. Chłopak trafia do aresztu, ale koledzy już snują brawurowy plan odbicia aresztanta. Powyższe nazwiska są doskonale znane czytelnikom serii neomilicyjnej Ćwirleja. Ucieszy ich więc zapewne fakt, że w „Zaśpiewaj mi kołysankę” pojawia się również... Olkiewicz. Nie Teofil, lecz Anastazy.

Kilkuwątkową intrygę kryminalną Ćwirlej wzbogaca świetnie opisanym tłem społeczno-politycznym epoki. Sporo w książce odniesień do ówczesnych wydarzeń. Poza wspomnianym knowaniem dyplomatów niemieckich i radzieckich jest też omawiana aneksja Wileńszczyzny czy zbliżająca się wielkimi krokami reforma walutowa. Autor skrupulatnie opisuje topografię Poznania, uwzględnia dokładne nazwy ulic, placów, domów publicznych, restauracji, czy też - jak mawia Grubiński - rastołrancji. Przytacza stare niemieckie nazewnictwo i podaje zmiany, jakie wprowadziła polska administracja.

Elementem nieodzownym w przypadku twórczości Ćwirleja jest wprowadzenie do opowieści barwnej gwary poznańskiej i sporej dawki humoru słownego i sytuacyjnego. Wiązanka przekleństw rzucana przez mieszkankę kamienicy zakłócającym spokój szuszwolom (łobuzom) czy dialog Grubińskiego z recepcjonistą wytwornego hotelu doprowadziły mnie do łez radości. Pomocą w zrozumieniu określeń żargonowych czy wplatanej tu i ówdzie wprost niemczyzny służą przypisy.

Istotną rolę w rozwiązaniu tajemnicy śmierci odgrywa Carl Aschmutat, frontowy druh Fischera. Zmiany polityczne w Wielkopolsce rozdzieliły kamratów. Fischer ciągle tęskni za dawnymi czasami, a o skuteczności duetu śledczych można przekonać się w nieoczywistym zakończeniu.

Ryszard Ćwirlej

„Zaśpiewaj mi kołysankę”

Czwarta Strona Kryminału

Poznań, 2020

527 s.