Joanna Opiat-Bojarska pisze na ostro, mrocznie i z prawdziwą ikrą. Jeśli jeszcze ktoś sądzi, że soczysta powieść kryminalna, sensacyjna czy thriller to męska domena, po lekturze „Winnego” z pewnością zmieni zdanie, a potem pokłoni się w pas autorce. Zapnijcie pasy i startujcie w pełen czytelniczych emocji rajd.
Marcin Rybacki jest winny. Tak orzekł sąd, rodzina i społeczeństwo. Odpokutował, wyszedł na wolność, rozpoczął normalne życie. Sielanka trwa do czasu, gdy duchy przeszłości upominają się o Marcina. A wtedy to już i on nie może odpuścić. I rozpoczyna się walka z czasem oraz przeciwnikiem, który nie chce pokazać swojej twarzy.
My poznajemy Rybę, gdy już wszystko (ponownie) mu się posypało. Musiał – z początkowo niejasnych dla czytelnika powodów – przeprowadzić się z Poznania do Inowrocławia. Tam znajduje mieszkanie i idzie na spotkanie z dawnym kumplem, niejakim Słoniną, który ma mu nagrać robotę i załatwić też dla niego coś jeszcze... Pech chce, że Słonina nie żyje. Marcin zostaje na lodzie i musi w pojedynkę uporać się nie tylko z przeciwnościami codzienności, ale i ze sprawą z dawnych lat.
Autorka stopniowo odkrywa kolejne karty. Z początku nie za bardzo wiemy, czy tak właściwie kibicować naszemu protagoniście, czy wręcz przeciwnie. Marcin jest specyficzną postacią. Szybko gromadzi się w nim agresja. Rybacki cierpi na przypadłość, która sprawia, że narastające natężenie dźwięków oraz innych bodźców docierających do niego z otoczenia, sprawiają mężczyźnie ogromny dyskomfort. Mówi na to: przebodźcowanie. A wtedy Marcin wybucha. Trudno go lubić. Ukojenie przynosi mu jedynie kąpiel w wannie.
Z czasem jednak poznajemy przyczyny takiego stanu psychicznego bohatera. I nasze sympatie suną w jego stronę. Marcin nie wie, komu może zaufać. A potrzebuje wsparcia, ponieważ musi znaleźć tego, przez kogo lata temu jego życie legło w gruzach.
Wątek współczesny jest przeplatany retrospekcjami z początku wieku, kiedy to czternastoletni Marcin pojechał na obóz harcerski. Co stało się na tym wakacyjnym wypadzie? Dlaczego od tamtego momentu już nic nie było takiego samo, a Marcin mógł pożegnać się z świetlaną przyszłością? I kto tak naprawdę jest winny?
W najnowszej powieści Joanny Opiat-Bojarskiej nic nie jest oczywiste. Pisarka nie pozwala czytelnikowi na żadną pewność, myli tropy i systematycznie dekonstruuje misternie utkaną fabułę. Bardzo intrygowała mnie wciąż powracająca scena w taksówce. Już na wstępie wzbudziła mój głęboki niepokój, a z każdą nową odsłoną dowiadywałam się na temat jej znaczenia coraz więcej, by dopiero pod koniec opowieści zrozumieć, o co tak naprawdę w niej chodzi. Świetna, przewrotna struktura!
Opiat-Bojarska jest poznanianką i zazwyczaj tam umieszcza akcję swoich książek. Tym razem jednak wybrała się ze swoim powieściowym światem do Inowrocławia i dzięki niej możemy dobrze poznać to miasto. Początkowo wchodzimy w dość blokerski, podlewany wódeczką klimat. Z czasem jednak wybieramy się do parku solankowego, wdychamy podobno najczystsze w Polsce powietrze i jest nam dane nieco zwolnić w spokojnym, nienaznaczonym wyścigiem szczurów Inowrocławiu.
Rybacki to wielowymiarowa postać. Z zewnątrz gbur, którego napotkawszy po zmroku, wystraszyłby się każdy. Wewnątrz wrażliwy facet z problemami. Drugoplanowi bohaterowie też nie są tacy oczywiści, jakby się mogło wydawać. Na przykład na sąsiada Marcina, Bartosza, z biegiem kartek spojrzymy innym okiem.
„Winny” to też opowieść o trudnych (żeby nie powiedzieć: patologicznych) relacjach rodzinnych, o ważnym problemie społecznym (którego istoty nie mogę tu zdradzić, by nie wyszedł mi spod klawiatury spoiler), o głupocie ludzi, którzy tak łatwo pozwalają się omamiać cwańszym i bardziej bezwzględnym od siebie.
W finale historia nabiera zatrważającego tempa i trzeba się powstrzymywać, by nie przerzucić stron do przodu w celu sprawdzenia, co dalej i uspokojenia nerwów. Samo rozwiązanie zagadki częściowo jest oczywiste dla czytelnika o wiele wcześniej niż dla protagonisty, który naprawdę powinien się nieco prędzej domyślić pewnych kwestii, bo nie jest idiotą. Każdy element jest tu wprowadzony po coś (nawet rodzaj płytek na podłodze w mieszkaniu Ryby), nie ma miejsca na wodolejstwo.
Widać też, że autorka zrobiła – jak zwykle zresztą – solidny research, zanim zasiadła do pisania. Przeszła wszystkie opisywane ulice, porozmawiała z ludźmi (także ekspertami w poszczególnych, przydatnych w tematyce powieści dziedzinach), zadbała o swoją opowieść pod kątem językowym, wplotła też w fabułę prawdziwe historie.
Dla mnie nazwisko Joanny Opiat-Bojarskiej jest synonimem solidnej kryminalno-literackiej roboty.
Joanna Opiat-Bojarska
„Winny”
Słowne. Mroczne
Warszawa, 2021
375 s.